Wszystko o Ewie. / All about Eve.
Męczę się obecnie z pewnym filmem już dłuższy czas i wciąż coś zmieniam. Okropnie marudzę i powoli zaczynam siebie za to mniej lubić (klasyka gatunku), ale jeszcze trochę to potrwa zanim opublikuję wpis, który od blisko miesiąca zalega w postaci zapisanej czerwoną czcionką "wersji roboczej". Zazwyczaj tak właśnie pracuję, tworzę jedną rzecz długo, zatracając się w swoim perfekcjonizmie i nagle z nikąd powstaje coś totalnie innego w jeden wieczór.
W ramach przerywnika właśnie, postanowiłam podjąć się filmu, który oglądałam kilka tygodni temu. Dosłownie topiłam się wówczas w swoim mieszkaniu (pomimo pracującego na najwyższych obrotach wiatraka) i stanowiło to szczyt mojej produktywności. Przy takich temperaturach nawet najlepsza lektura działa zwyczajnie usypiająco.
Chwilę się zastanawiałam, ale prawdę mówiąc nie mam pojęcia dlaczego zdecydowałam się obejrzeć ten film. Jakkolwiek, przy tak skrajnych temperaturach mogę chyba sobie odpuścić tego typu zastanowienia i cieszyć się, że to przetrwałam bez widocznej utraty zdrowia. Traumę mam do teraz. Produkcja z 1950 roku, jak się okazuje, została wręcz obsypana Oscarami. Otrzymała aż sześć statuetek. Tym milsze jest to zaskoczenie, ponieważ ten czarno-biały 67-latek nie zestarzał się o dzień. Ogląda się go z niekłamaną przyjemnością. Sam fakt, że nie wywołał drzemki w czasie siesty przy tych upałach o czymś świadczy. Zwłaszcza, że tego lata zdarzyło mi się odkryć kilka filmów działających niczym dobre leki nasenne, wprowadzające niemal w stan hibernacji.
Na ekranie króluje Bette Davis, chociaż to nie ona jest tytułową Ewą. Kradnie moją uwagę w całości i nie śmiem mieć jej tego za złe. Fenomenalna ze swoimi grymaśnymi minami, spojrzeniami wyrażającymi niezadowolenie i pogardę, jest wprost nie do opisania. Wykreowane przez nią histeryczne napady złości, które oglądałam łaknąc każdego jej gestu, mimo tego, iż mogą kojarzyć się ze stereotypowym ujęciem kobiety jako tej "emocjonalnej", "wrażliwej", "nie umiejącej postępować logicznie" wcale takie nie są. Brzmi dziwnie, wręcz nieprawdopodobnie i niespójnie, ale dokładnie tak jest.
Prawda jest taka, że każda scena, w której pojawia się Margo jest przez nią zwyczajnie posiadana. Niezwykle silna osobowość, charyzma, charakter, inteligencja... mogłabym tak bez trudu, wymieniać dalej komponenty tej postaci, które czynią, to co wydawało się na pierwszy rzut oka niepoważnym, czy nawet absurdalnym, zupełnie zrozumiałym i jak najbardziej na miejscu.
Tym większym zaskoczeniem jest dla mnie fakt, że żadna ze złotych figurek atletycznie zbudowanego mężczyzny nie powędrowała do rąk Bette Davis za tę rolę. Doceniono ją całe szczęscie w Cannes przyznając Złotą Palmę.
Opisując jej postać pragnę jeszcze zwrócić uwagę na pewien drobiazg, który nie tyczy się już samej aktorki, ale nie mogę sobie odmówić tej przyjemności. Wieczorowe rękawiczki, które Margo miała naciągnięte po same ramiona podczas sceny kolacji w restauracji, są jednym z piękniejszych akcesoriów jakie kiedykolwiek widziałam. Minimalizm i prostota ich formy sprawiają, że nosiłabym je sama z rozkoszą, gdybym tylko miała ku temu okazje.
"Wszystko o Ewie" to niezaprzeczalnie film przede wszystkim o kobietach. Oprócz Margo pojawiają się jeszcze dwie wyróżniające się na tle tłumu obsady postaci - tytułowa Ewa i Karen. Obie panie niestety bez nagród za swoje kreacje. W pewnym momencie przez ekran przemyka również Marilyn Monroe w typowym sobie (po raz kolejny nad tym ubolewam) płytkim, głupiutkim stylu.
Pewien kontrast do Margo stanowi właśnie postać Karen, grana przez Celeste Holm. Oglądając stare filmy zawsze prześwietlam później grających w nich aktorów - uwielbiam szperać w biograficznych faktach z ich życia. Odtwórczyni tej roli, jak się okazuje, była aż pięciokrotnie zamężna! Podziwiam (bez cienia kpiny) za determinację.
Wracając jednak do postaci odgrywanej przez tę dzielną kobietę, jest ona niezwykle wyważona i przez to skrajnie różna w zestawieniu ze swoją choleryczną przyjaciółką. Cechująca ją ugodowość nie czyni jej jednak przeciętną, naiwną kobietką z lat 50. Ta cecha charakteru świadczy raczej o jej inteligencji i umiejętności kierowania życiem tak, aby nie wdawać się w niepotrzebne konflikty - nie marnując przy tym własnego czasu i energii. Ktoś kiedyś powiedział "Kłócą się tylko intelektualni bankruci." i spośród wszystkich widzianych przeze mnie internetowych cytatów, umieszczanych zwykle na tle zdjęć kwiatów, czarno- białych natchnionych pań, czy też zachodzącego słońca, ten wydaje mi się całkiem trafny i interesujący. Próbowałam nawet odnaleźć autora, będąc przekonaną, że jest nim Oscar Wilde. Niestety nie sposób jest przebić się przez te wszystkie "Bądź sobą, wszyscy inni są już zajęci.", aby to udowodnić. Jedyne odnalezione przez mnie zdanie o bankrutach głosiło, że ambicja jest ich ostatnim schronieniem i żeby już się zanadto nie rozdrabniać przy towarzyszących temu wpisowi dygresjach zostawiam to zdanie do kontemplacji odbiorcy, bez słów komentarza.
Tytułowa Ewa Harrington, która okazała się być Gertrude Sleszynski (niespodziewany akcent, prawda?), nie zostanie opisana przez mnie równie hojną ilością słów, co jej poprzedniczki. Zagrała swoją postać dobrze, nie mam co do tego wątpliwości. Nie było w niej jednak nic wychodzącego poza schemat, co mogłoby wzbudzić głębszą fascynację.
Ewa jest przebiegła, sprytna, wyrachowana. Jej fałszywe, miłe słówka mające za zadanie zaskarbić sobie przychylność i sympatię Margo były trochę drażniące, pytanie tylko, czy nie takie właśnie być powinny? Odbiorca jest tutaj na niejako uprzywilejowanej pozycji - nie angażując emocji, jak pozostali bohaterowie filmu, jest w stanie bez trudu odkryć nieszczerość z jaką Ewa wypowiada swoje kwestie.
Zdumiewa mnie, mimo wszystko, jak rola Anne Baxter została przyćmiona, pomimo zapowiadającego się sukcesu. W moich oczach wypadła dość blado i podejmowane przeze mnie w tym momencie próby przypomnienia sobie czegokolwiek charakterystycznego nie przynoszą pożądanego efektu.
Zdarza mi się czasami usłyszeć od kogoś "stare kino nie jest dla mnie, to nie mój klimat", polecam wtedy zawsze obejrzenie "Pół żartem, pół serio". Od teraz mam kolejny, może nie tak lekki, ale na pewno równie ciekawy film. Wyjątkowo urzekły mnie tutaj dialogi. Są zgrabnie napisane, a raczej wypowiedziane. Nie jestem w stanie określić na ile zostały stworzone przez scenarzystę, bo być może są też kwestią improwizacji aktorów, niemniej na pewno zasługują na miano ponadczasowych. Oglądając ten film obserwujcie bacznie frazy wygłaszane przez Celeste, jedna z nich jest naprawdę wyjątkowa.
I've been struggling with a movie for a while now and I can't stop myself from changing it all over again. I'm terribly agitated and I'm starting to slowly dislike myself because of that (typically), but it will take me some time before I post what's been bold, red "working version" for a month.
That is how I usually work, making one thing takes me ages, when I'm lost in my perfectionism and suddenly out of nowhere I create something totally different in one evening.
As the interlude exactly, I decided to write about a movie that I had watched a few weeks ago. Literally melting back then in my own apartment (despite the fan at it's highest speed), it was the peak of my productivity. At these temperatures even the best books make you just sleepy.
I was wondering for a moment, but to be honest I have no idea why I had decided to watch this movie. However, minding such extreme temperatures, I should probably give away this kind of considerations and feel pleased with the fact that I had survived without apparent loss of health. Having still trauma though. The production from 1950, as it turns out, was covered with Oscars. It received six statuettes. It surprised me pleasantly, because this black and white 67 year old movie doesn't feel obsolete. It hasn't aged, not even with a day. I watched it with a genuine pleasure. The mere fact that it had not made me snooze during the siesta time in the heat is it's best recommendation. Especially as this summer I happened to discover several films that work as well as good drugs for insomnia.
Bette Davis reigns on the screen, although she is not the title Eve. She steals my entire attention and I do not dare to hold a grudge. Phenomenal with her fussy faces, expressions of dissatisfaction and contempt, she is simply indescribable. The hysterical tantrums that she created, I saw hungering for every gesture of her's and despite the fact that they may seem to associate with stereotype of women as "emotional", "sensitive", "not able to act logically" they are not. Sounds strange, even improbable and inconsistent, but that's exactly what it is. The truth is that every scene where Margo appears is just owned by her. Strong personality, charisma, character, intelligence ... I could easily continue noting the components of this character, which make something that seemed absurd at first glance, completely understandable and on point.
The bigger the surprise that no gold statuette in the shape of athletic man did not go to Bette Davis for the role. She was fortunately appreciated and awarded with the Golden Palm in Cannes.
Describing her character, I would like also to put some attention to a little thing that isn't referring to the actress herself, but I can not resist this pleasure. The evening gloves that Margo wore during the restaurant dinner scene are one of the most beautiful accessories I've ever seen. The minimalism and simplicity of their form make me desire wearing them, if only I had the occasion to do that.
"All about Eve" is undeniably a film primarily about women. In addition to Margo, there are two more prominent cast members - Eve and Karen. Both ladies weren't rewarded for their creations unfortunately. There is also a moment, when Marilyn Monroe also flits through the screen in her typical (once again regretted) shallow, silly style.
Certain contrast to Margo is precisely Karen, played by Celeste Holm. Every time I happen to watch old movie, I adore to rummage in biographical facts from actor's lives. Celeste, as it turns out, had five husbands! I admire her (without a trace of mockery) for determination. However, returning to the character played by this brave woman, she is extremely balanced and therefore exceedingly different in comparison with her choleric friend. Amicability that characterizes her does not make her, however, an average, naive 50s woman. This trait of character is more about her intelligence and ability to deal with life avoiding unnecessary conflicts - without wasting time and energy for them. Someone once said "quarrel only intellectual bankrupts." and out of all the online quotes I've seen, which are usually placed on photos of flowers, black-and-white soulful misses, or the setting sun, this one seems quite accurate and interesting to me. I even tried to find the author, convinced that it was Oscar Wilde. Unfortunately, I was not able to break through all these "Be yourself, everyone else is already taken." to prove it. The only thing I found about bankrupts was, that their ambition is their last shelter, and in order not to shred too much with the accompanying this post digressions, I leave this sentence to viewer's contemplation, without a comment.
The title Eve Harrington, who turned out to be Gertrude Sleszynski (unexpected accent, isn't it?) will not be described by me as generously as her predecessors. She played her character well, I have no doubt about it. Though, there was nothing that could cause a deeper fascination.
Eve is cunning, clever, mercenary. Her fake, nice words used to earn the favor and sympathy of Margo were a little irritating, the only question is, weren't they meant to be that kind? The recipient is here on a privileged position - without engaging in the emotions, like the other characters of the film, it is easy to discover the insincerity with which Eve speaks out her phrases.
It amazes me, after all, how the role of Anne Baxter was diminished, despite the promising success. At this moment trying to remember anything distinctive does not bring the desired effect.
It happens sometimes to hear from someone "old cinema is not for me, it is not my thing", I always recommend watching "Some like it hot". From now on I have another, maybe not that light-hearted, but certainly as interesting film. Dialogues have been very captivating here, they are neatly written or rather spoken (I can not say whether they were written by the scriptwriter, perhaps the actors improvised a lot), but they certainly deserve the timeless title. Watching this movie watch out for the phrases spoken by Celeste, one of them is really unique.
źródło zdjęcia / photo's source: http://www.nydailynews.com/entertainment/oscars/bette-davis-better-eve-article-1.2085273
W ramach przerywnika właśnie, postanowiłam podjąć się filmu, który oglądałam kilka tygodni temu. Dosłownie topiłam się wówczas w swoim mieszkaniu (pomimo pracującego na najwyższych obrotach wiatraka) i stanowiło to szczyt mojej produktywności. Przy takich temperaturach nawet najlepsza lektura działa zwyczajnie usypiająco.
Chwilę się zastanawiałam, ale prawdę mówiąc nie mam pojęcia dlaczego zdecydowałam się obejrzeć ten film. Jakkolwiek, przy tak skrajnych temperaturach mogę chyba sobie odpuścić tego typu zastanowienia i cieszyć się, że to przetrwałam bez widocznej utraty zdrowia. Traumę mam do teraz. Produkcja z 1950 roku, jak się okazuje, została wręcz obsypana Oscarami. Otrzymała aż sześć statuetek. Tym milsze jest to zaskoczenie, ponieważ ten czarno-biały 67-latek nie zestarzał się o dzień. Ogląda się go z niekłamaną przyjemnością. Sam fakt, że nie wywołał drzemki w czasie siesty przy tych upałach o czymś świadczy. Zwłaszcza, że tego lata zdarzyło mi się odkryć kilka filmów działających niczym dobre leki nasenne, wprowadzające niemal w stan hibernacji.
Na ekranie króluje Bette Davis, chociaż to nie ona jest tytułową Ewą. Kradnie moją uwagę w całości i nie śmiem mieć jej tego za złe. Fenomenalna ze swoimi grymaśnymi minami, spojrzeniami wyrażającymi niezadowolenie i pogardę, jest wprost nie do opisania. Wykreowane przez nią histeryczne napady złości, które oglądałam łaknąc każdego jej gestu, mimo tego, iż mogą kojarzyć się ze stereotypowym ujęciem kobiety jako tej "emocjonalnej", "wrażliwej", "nie umiejącej postępować logicznie" wcale takie nie są. Brzmi dziwnie, wręcz nieprawdopodobnie i niespójnie, ale dokładnie tak jest.
Prawda jest taka, że każda scena, w której pojawia się Margo jest przez nią zwyczajnie posiadana. Niezwykle silna osobowość, charyzma, charakter, inteligencja... mogłabym tak bez trudu, wymieniać dalej komponenty tej postaci, które czynią, to co wydawało się na pierwszy rzut oka niepoważnym, czy nawet absurdalnym, zupełnie zrozumiałym i jak najbardziej na miejscu.
Tym większym zaskoczeniem jest dla mnie fakt, że żadna ze złotych figurek atletycznie zbudowanego mężczyzny nie powędrowała do rąk Bette Davis za tę rolę. Doceniono ją całe szczęscie w Cannes przyznając Złotą Palmę.
Opisując jej postać pragnę jeszcze zwrócić uwagę na pewien drobiazg, który nie tyczy się już samej aktorki, ale nie mogę sobie odmówić tej przyjemności. Wieczorowe rękawiczki, które Margo miała naciągnięte po same ramiona podczas sceny kolacji w restauracji, są jednym z piękniejszych akcesoriów jakie kiedykolwiek widziałam. Minimalizm i prostota ich formy sprawiają, że nosiłabym je sama z rozkoszą, gdybym tylko miała ku temu okazje.
"Wszystko o Ewie" to niezaprzeczalnie film przede wszystkim o kobietach. Oprócz Margo pojawiają się jeszcze dwie wyróżniające się na tle tłumu obsady postaci - tytułowa Ewa i Karen. Obie panie niestety bez nagród za swoje kreacje. W pewnym momencie przez ekran przemyka również Marilyn Monroe w typowym sobie (po raz kolejny nad tym ubolewam) płytkim, głupiutkim stylu.
Pewien kontrast do Margo stanowi właśnie postać Karen, grana przez Celeste Holm. Oglądając stare filmy zawsze prześwietlam później grających w nich aktorów - uwielbiam szperać w biograficznych faktach z ich życia. Odtwórczyni tej roli, jak się okazuje, była aż pięciokrotnie zamężna! Podziwiam (bez cienia kpiny) za determinację.
Wracając jednak do postaci odgrywanej przez tę dzielną kobietę, jest ona niezwykle wyważona i przez to skrajnie różna w zestawieniu ze swoją choleryczną przyjaciółką. Cechująca ją ugodowość nie czyni jej jednak przeciętną, naiwną kobietką z lat 50. Ta cecha charakteru świadczy raczej o jej inteligencji i umiejętności kierowania życiem tak, aby nie wdawać się w niepotrzebne konflikty - nie marnując przy tym własnego czasu i energii. Ktoś kiedyś powiedział "Kłócą się tylko intelektualni bankruci." i spośród wszystkich widzianych przeze mnie internetowych cytatów, umieszczanych zwykle na tle zdjęć kwiatów, czarno- białych natchnionych pań, czy też zachodzącego słońca, ten wydaje mi się całkiem trafny i interesujący. Próbowałam nawet odnaleźć autora, będąc przekonaną, że jest nim Oscar Wilde. Niestety nie sposób jest przebić się przez te wszystkie "Bądź sobą, wszyscy inni są już zajęci.", aby to udowodnić. Jedyne odnalezione przez mnie zdanie o bankrutach głosiło, że ambicja jest ich ostatnim schronieniem i żeby już się zanadto nie rozdrabniać przy towarzyszących temu wpisowi dygresjach zostawiam to zdanie do kontemplacji odbiorcy, bez słów komentarza.
Tytułowa Ewa Harrington, która okazała się być Gertrude Sleszynski (niespodziewany akcent, prawda?), nie zostanie opisana przez mnie równie hojną ilością słów, co jej poprzedniczki. Zagrała swoją postać dobrze, nie mam co do tego wątpliwości. Nie było w niej jednak nic wychodzącego poza schemat, co mogłoby wzbudzić głębszą fascynację.
Ewa jest przebiegła, sprytna, wyrachowana. Jej fałszywe, miłe słówka mające za zadanie zaskarbić sobie przychylność i sympatię Margo były trochę drażniące, pytanie tylko, czy nie takie właśnie być powinny? Odbiorca jest tutaj na niejako uprzywilejowanej pozycji - nie angażując emocji, jak pozostali bohaterowie filmu, jest w stanie bez trudu odkryć nieszczerość z jaką Ewa wypowiada swoje kwestie.
Zdumiewa mnie, mimo wszystko, jak rola Anne Baxter została przyćmiona, pomimo zapowiadającego się sukcesu. W moich oczach wypadła dość blado i podejmowane przeze mnie w tym momencie próby przypomnienia sobie czegokolwiek charakterystycznego nie przynoszą pożądanego efektu.
Zdarza mi się czasami usłyszeć od kogoś "stare kino nie jest dla mnie, to nie mój klimat", polecam wtedy zawsze obejrzenie "Pół żartem, pół serio". Od teraz mam kolejny, może nie tak lekki, ale na pewno równie ciekawy film. Wyjątkowo urzekły mnie tutaj dialogi. Są zgrabnie napisane, a raczej wypowiedziane. Nie jestem w stanie określić na ile zostały stworzone przez scenarzystę, bo być może są też kwestią improwizacji aktorów, niemniej na pewno zasługują na miano ponadczasowych. Oglądając ten film obserwujcie bacznie frazy wygłaszane przez Celeste, jedna z nich jest naprawdę wyjątkowa.
I've been struggling with a movie for a while now and I can't stop myself from changing it all over again. I'm terribly agitated and I'm starting to slowly dislike myself because of that (typically), but it will take me some time before I post what's been bold, red "working version" for a month.
That is how I usually work, making one thing takes me ages, when I'm lost in my perfectionism and suddenly out of nowhere I create something totally different in one evening.
As the interlude exactly, I decided to write about a movie that I had watched a few weeks ago. Literally melting back then in my own apartment (despite the fan at it's highest speed), it was the peak of my productivity. At these temperatures even the best books make you just sleepy.
I was wondering for a moment, but to be honest I have no idea why I had decided to watch this movie. However, minding such extreme temperatures, I should probably give away this kind of considerations and feel pleased with the fact that I had survived without apparent loss of health. Having still trauma though. The production from 1950, as it turns out, was covered with Oscars. It received six statuettes. It surprised me pleasantly, because this black and white 67 year old movie doesn't feel obsolete. It hasn't aged, not even with a day. I watched it with a genuine pleasure. The mere fact that it had not made me snooze during the siesta time in the heat is it's best recommendation. Especially as this summer I happened to discover several films that work as well as good drugs for insomnia.
Bette Davis reigns on the screen, although she is not the title Eve. She steals my entire attention and I do not dare to hold a grudge. Phenomenal with her fussy faces, expressions of dissatisfaction and contempt, she is simply indescribable. The hysterical tantrums that she created, I saw hungering for every gesture of her's and despite the fact that they may seem to associate with stereotype of women as "emotional", "sensitive", "not able to act logically" they are not. Sounds strange, even improbable and inconsistent, but that's exactly what it is. The truth is that every scene where Margo appears is just owned by her. Strong personality, charisma, character, intelligence ... I could easily continue noting the components of this character, which make something that seemed absurd at first glance, completely understandable and on point.
The bigger the surprise that no gold statuette in the shape of athletic man did not go to Bette Davis for the role. She was fortunately appreciated and awarded with the Golden Palm in Cannes.
Describing her character, I would like also to put some attention to a little thing that isn't referring to the actress herself, but I can not resist this pleasure. The evening gloves that Margo wore during the restaurant dinner scene are one of the most beautiful accessories I've ever seen. The minimalism and simplicity of their form make me desire wearing them, if only I had the occasion to do that.
"All about Eve" is undeniably a film primarily about women. In addition to Margo, there are two more prominent cast members - Eve and Karen. Both ladies weren't rewarded for their creations unfortunately. There is also a moment, when Marilyn Monroe also flits through the screen in her typical (once again regretted) shallow, silly style.
Certain contrast to Margo is precisely Karen, played by Celeste Holm. Every time I happen to watch old movie, I adore to rummage in biographical facts from actor's lives. Celeste, as it turns out, had five husbands! I admire her (without a trace of mockery) for determination. However, returning to the character played by this brave woman, she is extremely balanced and therefore exceedingly different in comparison with her choleric friend. Amicability that characterizes her does not make her, however, an average, naive 50s woman. This trait of character is more about her intelligence and ability to deal with life avoiding unnecessary conflicts - without wasting time and energy for them. Someone once said "quarrel only intellectual bankrupts." and out of all the online quotes I've seen, which are usually placed on photos of flowers, black-and-white soulful misses, or the setting sun, this one seems quite accurate and interesting to me. I even tried to find the author, convinced that it was Oscar Wilde. Unfortunately, I was not able to break through all these "Be yourself, everyone else is already taken." to prove it. The only thing I found about bankrupts was, that their ambition is their last shelter, and in order not to shred too much with the accompanying this post digressions, I leave this sentence to viewer's contemplation, without a comment.
The title Eve Harrington, who turned out to be Gertrude Sleszynski (unexpected accent, isn't it?) will not be described by me as generously as her predecessors. She played her character well, I have no doubt about it. Though, there was nothing that could cause a deeper fascination.
Eve is cunning, clever, mercenary. Her fake, nice words used to earn the favor and sympathy of Margo were a little irritating, the only question is, weren't they meant to be that kind? The recipient is here on a privileged position - without engaging in the emotions, like the other characters of the film, it is easy to discover the insincerity with which Eve speaks out her phrases.
It amazes me, after all, how the role of Anne Baxter was diminished, despite the promising success. At this moment trying to remember anything distinctive does not bring the desired effect.
It happens sometimes to hear from someone "old cinema is not for me, it is not my thing", I always recommend watching "Some like it hot". From now on I have another, maybe not that light-hearted, but certainly as interesting film. Dialogues have been very captivating here, they are neatly written or rather spoken (I can not say whether they were written by the scriptwriter, perhaps the actors improvised a lot), but they certainly deserve the timeless title. Watching this movie watch out for the phrases spoken by Celeste, one of them is really unique.
źródło zdjęcia / photo's source: http://www.nydailynews.com/entertainment/oscars/bette-davis-better-eve-article-1.2085273
Komentarze
Prześlij komentarz