Jagodowa miłość. / My blueberry nights.

Waniliowe lody rozpływające się na gorącym, jagodowym placku, „The Greatest” Cat Power, route 66 i czarujący Jude Law – to pierwsze co mi przychodzi na myśl, gdy słyszę „My blueberry nights” (tak brzmi oryginalny tytuł filmu, a polskie tłumaczenie niestety ujmuje mu uroku).

Wstyd się przyznawać, ale do tego filmu robiłam dwa podejścia, bo zasnęłam. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że byłam bardzo zmęczona, a warunki (wygodna kanapa, rozpalony kominek i ciepły koc) bardzo sprzyjały drzemce. Odpłynęłam w zasadzie na wstępie, a po przebudzeniu usłyszałam charakterystyczny, amerykański akcent, który jak się okazało, należał do hazardzistki z kiepską fryzurą (w tej roli Natalie Portman). Postanowiłam (całe szczęście) porzucić film, aby kiedyś do niego powrócić ze świeżym spojrzeniem. W międzyczasie nasłuchałam i naczytałam się bardzo negatywnych opinii i recenzji, wnioskując, z których jest on kiepski i naiwny, dialogi nudne i nawet dobra obsada aktorska nie ratuje sytuacji. Muszę co prawda zaznaczyć, znalazłam też nieliczne zachwycone jednostki. Moja ciekawość rosła. Wyspana (w miarę moich możliwości), bez uprzedzeń zmierzyłam się z tym filmem jeszcze raz i się zakochałam.

Naturalność i bezpośredni, bezpretensjonalny charakter urzeka od pierwszych kadrów. Życie zwykłych ludzi, ich szarą codzienność obserwuję przez zapisane witryny kawiarni, ozdobione neonami okna pubu. Myślę, że właśnie wykreowane poczucie autentyczności, ale też podobieństwa jakie znajduję w sobie do głównej bohaterki, sprawiają, że czuję bliskość tego filmu; dotyka mnie i fascynuje. Historie zakochanych, zagubionych, skrzywdzonych ludzi snują się niespiesznie, a w tle słychać refleksje Elizabeth. Każda nowela jest jednak dynamiczna - pełna emocji, pasji, żalu, miłości i cierpienia. Są tak intensywne i skondensowane, a mimo to nie mam poczucia przeładowania materiałem. Motyw podróży sprawia, że napotykane przez Lizzie osoby są jak następujące po sobie rozdziały w książce, jak kolejne etapy w życiu, przychodzą tak naturalnie. Pod wpływem rozważań Elizabeth zaczynam analizować te historie. Siłą tego filmu są przemyślenia, symbole przekalkowane na życie. Szczerze przyznam, że dostrzegam banalność niektórych scen, jednak uważam, że bronią się prostotą i konsekwencją. Historie miłości tak bardzo różnych, czasami bliższych, czasami zupełnie odległych osobistym doświadczeniom są intrygujące i nie chcę, nie potrafię przejść obok nich obojętnie. Wyjątkowo bolesne i paradoksalne jest to, że w gruncie rzeczy najbardziej ranią ukochani. Właśnie to co najpiękniejsze w życiu może pod wpływem niefortunnego przypadku, głupio podjętej decyzji, niedojrzałości, braku zrozumienia dla drugiego człowieka i zwyczajnego zagubienia, obrócić się w popiół i przysporzyć wielkiego cierpienia. Ludzie są mądrzy po szkodzie. 
Z opóźnieniem dostrzegają popełnione błędy. Subiektywny, ograniczony sposób w jaki patrzą na życie (co tak wyraźnie widać, z perspektywy obserwatora) sprawia, że sami coraz bardziej je sobie komplikują.

„Człowiek całe życie się uczy i głupi umiera.” jak mawiał mój dziadek, ale to nie oznacza, że mamy zaniechać szukania, wręcz przeciwnie. W końcu nie ma niczego do stracenia. Lepiej żyć popełniając błędy, niż wegetować. Niestety zebranie się na odwagę i podjęcie działania nie przychodzi tak łatwo.


Z sentymentem oglądam ten film przynajmniej raz w roku. Czasami dostrzegam coś nowego. Wyjątkowe w filmach, do których często wracam jest to, że po którymś razie kiedy je włączam czuję się jakbym odwiedzała długo niewidzianego przyjaciela. To zabawne, że film może wywoływać takie emocje i to nie ze względu na swoją treść. Nałogowo słucham też pięknej ścieżki dźwiękowej, którą współtworzyła i wybierała Norah Jones. Jest wyjątkowa i gorąco polecam ją każdemu, zwłaszcza wspomnianą już przez mnie na początku, piosenkę Cat Power „The Greatest”.









Vanilla ice cream melting over hot, blueberry pie, „The Greatest” by Cat Power, route 66 and charming Jude Law – all of that comes to my mind whenever I hear „My blueberry nights” (I would like to point out that polish translation destroyed the title completely).

I feel really bad about the fact that I had to watch this movie twice, because for the first time I fell asleep. To put myself in a better light I must say that I was exhausted and the conditions (comfortable couch, blazing fireplace and warm blanket) favored nap strongly. I closed my eyes right after the beginning and what woke me up, was the characteristic, american accent, owned by a gambler with terrible hairstyle (starring Natalie Portman). I gave up watching then (fortunately), to give it a try once again with fresh mind. In the meantime, I’ve heard and read many negative reviews and opinions. Basing on them the movie isn’t really good (to be gentle), kind of naiv, dialogues are boring and even good cast doesn’t help. However, to admit the truth I found a few people to whom the film was special. My curiosity couldn’t rise any higher. Rested (as much as I could be), without prejustice I’ve decided to face this movie one more time and I fell in love with it.

Naturality and direct, unpretentious character enchants from the first shots. I’m an observer of the ordinary people’s lives, their everyday, dull reality. I watch it throught the cafe’s, covered with writings, sites, pub’s neoned windows. I think that the established sense of authenticity, but also the similarities that I find to be sharing with main character entail the feeling of closeness with the movie, and so it touches and fascinates me. The stories of loved, lost, troubled, harmed people, spin unhurriedly, and in the background you can hear Elizabeth’s reflections. Each novel, however, is dynamic - full of emotion, passion, sorrow, love and suffering. They are so intense and condensed, and yet I do not have a sense to be overloaded with material. Thanks to the travel theme, people met by Lizzie seem to be to be following chapters in the book, as incoming stages in life, they come so naturally. Under the influence of Elizabeth’s considerations I begin to analyze these stories. 
The power of this film are thoughts and symbols, transfered on to life. To be honest, I do perceive the triteness of some of the scenes, but they do defend themselves with their simplicity and coherency. The love stories, that are, so various, sometimes close, or remote to personal experiences are intriguing, and so I do not want to, I can not pass them by indifferently. Extremely painful and ironic is, that in fact, who hurts us most, are the beloved. That is, what is most beautiful in life, can under unfortunate case, foolishly made decision, immaturity, lack of understanding for another human being and ordinary confusion, turn into ashes and cause great suffering. It is easy to be wise after the event. People notice their mistakes with belatedly. The subjective, limited way, they see life (which is so evident, from the perspective of the observer) makes them complicate it more and more.

"Man is a lifelong learner who dies stupid." as my grandfather used to say, but that does not mean that we should abandon the searching, actually quite the contrary. Eventually, there is nothing to lose. It is better to live making the mistakes, than to vegetate. Unfortunately, gathering up the courage and taking the action does not come so easily.

With fondness I watch this film at least once a year. Sometimes I see something new. What I find exceptional about the films, to which I come back to, is that after some time, turning them on, makes me feel as I was visiting an old friend. It's funny, that a film may cause such emotions, and not due to its content. I am addicted to the beautiful soundtrack, which was co-created by Norah Jones.
It is unique and I highly recommend it to anyone, especially the already mentioned, song by Cat Power "The Greatest."




źródło zdjęcia / photo's source: http://www.skip.at/film/9733/

Komentarze

  1. Lekko i delikatnie - a wydawałoby się, że tak się nie da zrecenzować filmu. Jestem pod wrażeniem - filmu też👍🏼

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty