Skłóceni z życiem. / The Misfits.
W najbliższych
dniach spodziewam się, że moje życie będzie przypominało raczej marną
egzystencję (całe szczęście nie na długo), dieta wypełni się kawą, a zmysły
zostaną przytępione. Jednym słowem - sesja. Postanowiłam napisać coś będąc jeszcze
przy zdrowych zmysłach. Dzisiaj byłam w kinie na filmie „La la land”. Każdemu kto jeszcze nie miał okazji go zobaczyć radzę biec po bilety, na pewno nie będziecie
rozczarowani.
Mój tekst
dotyczył będzie jednak filmu, który widziałam już jakiś czas temu. Trafiłam na
niego przypadkiem przeglądając program telewizyjny będąc w rodzinnym domu w Białymstoku.
Ze względu na Clarka Gable’a i Marilyn Monroe postanowiłam go nagrać (dopiero
kiedy zabrałam się za pisanie, dowiedziałam się, że dla nich obojga, był to ostatni
występ). Opis, chociaż nie pamiętam go już dobrze, utwierdził mnie wówczas w
przeświadczeniu, że będę musiała się zmierzyć z westernem z 1961 roku. Filmy
tego typu (ze względu na gatunek i lata), niezależnie od tego, czy jest mowa o „spaghetti
westernach” Sergio Leona, czy też czymś w rodzaju „Nie do przebaczenia” z
Audrey Hepburn, odbieram jako trochę „ciężkostrawne”. Żeby zdecydować się na
taki seans, potrzebuję być w odpowiednim nastroju. Najbardziej sprzyjające
warunki, jakie jestem w stanie sobie wyobrazić, to niedzielne popołudnie, na
wygodnej kanapie, z kubkiem gorącej, czarnej kawy z cynamonem w ręku, kiedy na
zewnątrz jest zimno i ponuro (i wiadome jest, że nie ruszam się już tego dnia z
domu).
Film okazał się
być jednym z tych nielicznych przypadków, w których spodziewam się, że
dobrowolnie godzę się na dwie godziny męki, a po obejrzeniu okazuje się, że
jestem zachwycona. Mało tego, mam poczucie, że odkryłam nowe pokłady przemyśleń
w mojej głowie i choć brzmi to trochę śmiesznie, a na pewno przesadnie patetycznie,
w jakimś stopniu (małym, ale zawsze) zmienił moje życie.
Genialna obsada
aktorska okazała się być nie tylko pięknie wyglądającą, niezaprzeczalną śmietanką
ówczesnego Hollywood. Do chwili, w której obejrzałam ten film, za najlepszy
występ Marilyn Monroe uważałam jej postać Sugar Kowalski w „Pół żartem, pół
serio”. Chociaż gra tam naiwną blondyneczkę (co z definicji mogłoby wywołać mój
niesmak), przyznaję, że jest zabawne, urocze i idealnie wpisuje się w klimat
lekkiej, czarno-białej komedii, w której Jack Lemmon i Tony Curtis tak
zgrabnie radzą sobie na szpilkach. Wszystkie słynne role Marilyn, niestety
takie właśnie były: „Mężczyźni wolą blondynki”, „Jak poślubić milionera”,
„Książe i aktoreczka” (nie miałam jeszcze okazji obejrzeć „Słomianego wdowca”,
więc pozostawiam tu cień szansy), jednak wnioskując po samych tytułach,
wymienionych przeze mnie filmów, można stwierdzić, że bohaterki grane przez
Monroe, nie wspinały się na intelektualne Himalaje. „Skłóceni z życiem”, (co
piszę z wielką radością serca), to zupełnie nowa jakość Marilyn. Zastanawia
mnie w jakiej mierze jest to zależne od czasów powstania filmu, na lata 60. przypadła
w końcu rewolucja seksualna i obyczajowa, zaczęto odchodzić od pewnych utartych
schematów, stereotypów i ograniczonego myślenia. Niemniej Monroe gra bardzo
dobrze i zaskakująco dojrzale. Postać Roslyn przykuwa uwagę widza nie tylko
kokieteryjnym wyglądem (nic nowego), ale przede wszystkim prawdziwymi emocjami,
jakie targają nią w życiu. Jest zagubiona, niestabilna, nie wie czego chce (jak
my wszystkie), jednak w jej braku planów i perspektyw jest prawdziwa rozpacz.
Mleko się rozlało, tyle, że na dobrą sprawę nie wiadomo, w którym momencie. Historia
tej bohaterki wydaje się być taka z gruntu. Życie zwyczajnie, z niektórymi
obchodzi się łagodniej, a innych poniewiera bezlitośnie zupełnie bez powodu.
Roslyn jest bezradna, cechuje ją naiwność, jednak nie głupiutkiej blondyneczki,
ale człowieka, który zdobywa się na nią, aby nie odzierać swojego życia z
resztki złudzeń i marzeń. Brutalny realizm mógłby się bowiem okazać niemożliwy
do zniesienia.
Clark Gable,
który w moich oczach (i za pewne milionów) pozostanie Rhettem Butlerem z
„Przeminęło z wiatrem”, nie przypomina już heroicznego wzoru doskonałości. Na
ekranie obserwuję zmagania człowieka, który ma wielkie aspiracje i ideały. W
dłuższej perspektywie okazują się one jednak zupełnie bezowocne. Bohater buduje
prowizoryczną, idylliczną rzeczywistość, która nie ma prawa przetrwać, a
uświadomienie sobie tego okazuje się one być prawdziwym ciosem. Wyjątkowo podobał
mi się dynamizm i wrażliwość tej postaci. Słabość i bezsilność na barkach
mężczyzny, który z uporem stara się być super bohaterem. Nie wiem czy wartościowanie tego
jako piękne jest adekwatne, jednak wydaje mi się to najtrafniejsze określenie,
zważywszy na emocje jakie wywołuje . Pewnie z tego względu nie poświęciłam
takiej uwagi bohaterowi granemu przez Montgomery’ego Clifta. Clark był na tyle
absorbujący i zaskakujący w swojej roli, że teraz (film oglądałam kilka
miesięcy temu) z męskich postaci
najwyraźniej pamiętam właśnie jego.
Gable i Monroe przełamali schematy, które do tamtej pory reprezentowali w mojej głowie. Bohaterowie przez nich zagrani są do bólu autentyczni, czego zdecydowanie nie spodziewałam się po obrazie z lat 60. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, ze we współczesnych filmach nie zdarza się to często.
In the coming days I expect my life to change into a
lousy existence (fortunately not for long), diet predominantly will consist of
coffee and the senses will be dulled. In one word – the examination session. I
decided to write something, while I’m still sane person. Today I watched
"La la land” at the movies, I highly recommend anyone who hasn’t seen it yet to go and buy
cinema tickets, you certainly won’t be disappointed.
My writing, however, will refer to another movie, the
one that I’ve seen some time ago. I happened to find it accidentally, while
scrolling the TV program, when at home in Białystok. I had to record it as I
noticed Clark Gable and Marilyn Monroe in the cast (when I started writing I
found out it was their last appearance on the silver screen). Description
(although I do not remember it very well) confirmed my conviction that I had to
face western from 1961. Movies of that type (because of the genre and times),
regardless of whether it is the spaghetti westerns of Sergio Leone, or
something like "The Unforgiven" with Audrey Hepburn, I perceive as
somewhat "hard to digest". To decide on such a seance, I need to be
in the right mood. The most favorable conditions that I can imagine is Sunday
afternoon, on a comfortable sofa with a cup of hot, black coffee with cinnamon
in hand, when it's cold and gloomy on the outside (and it is known that I do
not have to budge anywhere for the rest of the day).
The movie appeared to be one of those rare cases in
which I expect it to be two hours of voluntary torment, but after seeing it I
am actually chuffed. Not only, I’m amazed, but I discovered new layers of
thinking in my head and although it sounds a bit funny, certainly excessively
pompous, to some degree (small, but always) it changed my life.
The brilliant
ensemble cast turned out to be, not only beautifully looking, incontestable
elite of Hollywood of that time. Untill the moment, when I watched this movie,
I considered best Marilyn Monroe’s role was Sugar Kowalski in “Some like it
hot”. Though she’s playing naïve blonde (which by definition could cause my repugnance),
is actually funny, charming and fits perfectly the atmosphere of light, black
and white, comedy in which Jack Lemmon and Tony Curtis deal on tenterhooks so
gracefully. Unfortunately, all of the Marilyn’s parts were just like that: "Gentlemen
Prefer Blondes," "How to Marry a Millionaire," "The Prince
and the Showgirl" (I have not had a chance yet to see "Straw
widower", so I leave here a slight chance), however, just by the titles,
the films I mentioned, it can be easily concluded that Monroe’s characters
didn’t climb intellectual Himalayas. "The Misfits" (which I write
with great joy of heart), is a completely new quality of Marilyn. I wonder to
what extent, it is a matter of the fact that the film was made in 1961, which
means sexual and moral revolution, and withdraw from certain clichés,
stereotypes and limited thinking. Nevertheless, Monroe plays well, with
surprising maturity. The figure of Roslyn attracts the viewer's attention not
only with coquettish appearance (nothing new), but above all true emotions that
torn her life. She’s confused, unstable, does not know what she wants (like us
all), but the lack of plans and prospects leads to true despair. Milk was
spilled, the problem is, it’s impossible to say when it had happened. This
character’s history seems to be so from the ground. Basically life treats some
people gently and mishandles others mercilessly for no reason. Roslyn is
completely hopeless, however her naivety doesn’t belong to a silly blonde, but
to a human, who doesn’t want to strip life off it’s remnants of illusions and
dreams. Brutal realism could turn out to be unbearable.
Clark Gable, who in my eyes (and probably millions of
others) will remain Rhett Butler from "Gone with the Wind", no longer
resembles the heroic model of perfection. What I see on the screen are struggles
of a man with aspirations and ideals. In the long run they turn out to be a
completely fruitless. The hero builds a makeshift, idyllic reality, which has
no chance of survival, realizing that turns out to be a veritable blow. Exceptionally
I enjoyed the dynamism and sensitivity of this character. Weakness and
powerlessness on the shoulders of a man who attempts to be a super hero. I do
not know whether valuating this as beauty is adequate, but it seems to me the accurate
word, given the emotions it evokes. Probably, that was the reason I didn’t pay that
much of attention to a character played by Montgomery Clift.
Clark was so engrossing and surprising, that now (months
after watching the movie) his performance, out of all male parts, I remember
best.
Gable and Monroe broke schemes, which until then they represented
in my head. The characters played by them are devastatingly authentic, which I
definitely did not expect from the image of the 60s. I will venture to say that
even in today's films it doesn’t happen very often.
źródło zdjęcia / photo's source: https://pl.pinterest.com/pin/473159504573400757/
źródło zdjęcia / photo's source: https://pl.pinterest.com/pin/473159504573400757/
Komentarze
Prześlij komentarz