Koniec. / The end.

Decyzję podjęłam dzisiaj rano i chociaż nie myślałam o tym wcześniej wiem, że robię dobrze. Nie czuję żalu i szczerze powiem, już samo wstukiwanie pierwszych zdań w klawiaturę laptopa działa na mnie relaksująco - wyjątkowo miłe uczucie zważywszy na chorobliwie stresujący czas teraz. Zaraz zaczynam sesję, najtrudniejszą do przetrwania jak do tej pory. Czeka mnie 11 egzaminów (to nie żart) i moje wszystkie metody (nie)radzenia sobie ze stresem osiągają właśnie najwyższe możliwe rejestry. 
Przede wszystkim muszę podkreślić, że nie przestaję kochać tego bloga. Zauważyłam po prostu, że to co mi dawał wyczerpało się i taka jest chyba kolej rzeczy. Mogłabym tego tak radykalnie nie kończyć i wrzucać coś raz na jakiś czas oczywiście. Tylko ja tak chyba nie umiem i wiem, że umarłby wtedy ostatecznie porzucony, w którymś momencie, a tego bym nie zniosła. W życiu jestem maksymalistką, jeśli już mam się określać, wszystko albo nic.

Ostatnimi czasy kompletnie nie miałam czasu, żeby tu pisać i wiem, że to może trochę śmieszne, ale naprawdę ciążyła mi gdzieś myśl, że zaniedbuję blog. Mało tego zmieniło się nieco moje podejście do filmów i jedzenia - towarzyszyła mi myśl, że chcę/muszę o tym napisać. Zaczęło czynić to obie czynności raczej zniechęcającymi i zabijało moją spontaniczność (na której i tak jak sądzę zawsze cierpiałam niedostatki). 
Sam nawyk fotografowania jedzenia wywoływał konsternację a nawet przerażenie ("tylko błagam nie zrób mi przez przypadek zdjęcia") na twarzach znajomych, którym gotowałam. Także w gruncie rzeczy trochę zmieni się na pewno na lepsze, skoro przestanę wywoływać panikę bliskich i oduczę się tego wstrętnego nawyku, bo to o krok od robienia sobie selfie w miejscach publicznych - będąc w pełni trzeźwą i świadomą - a to zdecydowanie nie jestem ja. 

W tym miejscu chyba przeszedł także czas na rzewne podkreślenie jak wiele wszystkie wyświetlenia i słowa słyszane od ludzi dla mnie znaczyły. Dopisywanie brakujących przecinków - moja wielka zmora - także nie było bez znaczenia. Do końca życia prawdopodobnie nie zrozumiem też fenomenu, który odnotowałam jakąś rekordową liczbą wyświetleń pieczonych frytek, to w końcu tylko pokrojone na paski ziemniaki w oliwie i przyprawach, ale może się nie znam. Tak skacząc od rozbawienia do ckliwych słów o uczuciu ciepełka w serduszku chciałam jeszcze podziękować za każdy uśmiech i wzruszenie, o którym miałam okazję z tytułu bloga usłyszeć.

Pożegnania bywają trudne, ale ja się nie żegnam. Nie kończę pisać. W zasadzie to zwyczajnie wracam do swojej tradycyjnej "do szufladkowej" metody. Filmy i jedzenie naturalnie także zostają na swoim miejscu w moim życiu. Rezygnacja, z którejkolwiek z tych aktywności byłaby, umówmy się, skrajną głupotą. Tylko moje pisanie nie będzie już w żaden sposób limitowane i wiem, że właśnie tego teraz potrzebuję.








The decision was made this morning and however, it wasn't considered earlier I know what I do is right. I don't regret and to be honest it even gives me some relief with typing first words on laptop's keyboard- which is really nice due to very stressful moment that I'm currently in. In a few days I'm about to start the worst examination session of all at my studies. 11 exams - that's what I'm about to deal with (not a joke) and I'm frightened as never.
First of all, I need to say that I love my blog and I won't stop. I've just noticed that it stopped giving me what I actually need and that's simply what happens. Of course I could not end it so radically and write something from time to time. However, I don't think I'm that kind of person. It would eventually die forgotten then and that's just something I couldn't stand. A maximalist, that' who I am, all or nothing.

Lately, I didn't have time at all to do anything here and I might sound a bit silly, but I felt guilty for neglecting the blog. Not only that, but also my watching movies and cooking has changed, due to thought - I want/must write about it. It made both activities rather discouraging and it took my spontaneity away from me (which I always lacked of).
The very habit of photographing food caused consternation and even panic ("I'm just begging you do not accidentally take picture of me") on faces of my friends, whom I was cooking. So there's for sure a good change coming as I stop causing the fear of my closest and I will unlearn this nasty habit, because it's a step away from taking a selfie in public - being completely sober and conscious - and that's definitely not me.

At this point, it's probably also time to emphasize how much all views and words heard from people meant to me. Adding the missing commas - my big nightmare - was also not without meaning. Until the end of my life I will probably not understand the phenomenon that I noticed with a record number of views for roasted French fries, they are eventually cut in stripes potatoes with oil and spices, but who am I to judge. So jumping from amusement to mawkish words about the feeling of warmth in my heart I would like to thank you for every smile and emotion that I had the opportunity to hear about the blog.

Goodbyes can be difficult, but I'm not saying goodbye. I do not end writing. In fact, I simply return to my traditional "to drawer" method. Movies and food naturally stay in my life on the right place. Resignation, from any of these activities would be, let's agree, utmost stupidity. Only my writing will no longer be limited in any way and I know that it's what I need now.




źródło zdjęcia / photo's source: http://www.inquiriesjournal.com/article-images/uid-1236-1403098405/d4ecc5.png

Komentarze

Popularne posty