Koniec. / The end.
Decyzję podjęłam dzisiaj rano i chociaż nie myślałam o tym wcześniej wiem, że robię dobrze. Nie czuję żalu i szczerze powiem, już samo wstukiwanie pierwszych zdań w klawiaturę laptopa działa na mnie relaksująco - wyjątkowo miłe uczucie zważywszy na chorobliwie stresujący czas teraz. Zaraz zaczynam sesję, najtrudniejszą do przetrwania jak do tej pory. Czeka mnie 11 egzaminów (to nie żart) i moje wszystkie metody (nie)radzenia sobie ze stresem osiągają właśnie najwyższe możliwe rejestry. Przede wszystkim muszę podkreślić, że nie przestaję kochać tego bloga. Zauważyłam po prostu, że to co mi dawał wyczerpało się i taka jest chyba kolej rzeczy. Mogłabym tego tak radykalnie nie kończyć i wrzucać coś raz na jakiś czas oczywiście. Tylko ja tak chyba nie umiem i wiem, że umarłby wtedy ostatecznie porzucony, w którymś momencie, a tego bym nie zniosła. W życiu jestem maksymalistką, jeśli już mam się określać, wszystko albo nic. Ostatnimi czasy kompletnie nie miałam czasu, żeby tu pisać i